Teatr na Widoku

Teatr na Widoku

Wywiad z panem Profesorem Włodzimierzem Garsztką

„«Tora», czyli wędrówka przez to, co w ludzkim życiu jest najtrudniejsze”


Skąd pomysł na stworzenie teatru ?

- Do Kalisza przyjechałem 22 lata temu… Wcześniej pracowałem w Brzegu Dolnym, a jeszcze wcześniej we Wrocławiu. Przygoda z teatrem zaczęła się, gdy byłem jeszcze studentem Uniwersytetu Wrocławskiego, czyli właściwie teatr zaczął się, gdy miałem 20 lat. Potem zacząłem pracować jako nauczyciel i od razu był teatr. To jest nieprzerwanie od 1981, tylko w różnych miejscach, pod różnymi nazwami i z różnymi ludźmi! Po drodze było to niebywałe doświadczenie, które mnie ukształtowało, a mianowicie spotkanie z Jerzym Grotowskim w latach 70-tych. Ja nie wiem kim byłbym dzisiaj, gdyby nie Grotowski. Podejrzewam, że byłym zupełnie innym człowiekiem. To jest to co mnie ukształtowało. Ja tam w tych doświadczeniach w teatrze Laboratorium zrozumiałem, że to należy robić, że to jest moim obowiązkiem, rodzaj misji. Nie boję się tego słowa używać, ponieważ gdyby to nie była misja tylko zabawa to ja bym tutaj tego nie robił. Dla mnie to jest rodzaj przeznaczenia i w to głęboko wierzę.

Dlaczego ”Tora” była spektaklem na 20-lecie szkoły?

- Z pewnością jest to sprawa dwojaka. Po pierwsze chodziło mi o to, aby godnie uczcić 20-lecie szkoły. Również nie jest to wydarzenie codzienne, w którym teatr przeżywa tak wiele lat istnienia. W moich myślach od dłuższego czasu tworzył się pomysł związany ze spektaklem „Tora”, jednak wiedziałem, że jeszcze do niego nie dojrzałem. Musiałem sobie to wszystko poukładać, ale wiedziałem, że w końcu przyjdzie ten właściwy moment i odważę się na to. Byłem świadom tej chwili w której proponowałem młodym ludziom „Torę”. Wiedziałem, że pracuję z grupą osób, która jest w stanie udźwignąć tak ogromny ciężar. Od teraz będę dzielił czas w „Teatrze na Widoku” na czas przed „Torą” i czas po „Torze”. Ten spektakl w znacznym stopniu zmienił moje myślenie o teatrze i jego sensie. Także „Tora” jest dla mnie ważna jako dla człowieka, coś się we mnie po niej przełamało. Jestem wdzięczny za to, że pomysł „Tora” pojawił się, że ten pomysł został zwieńczony przedstawieniem.
Mam nadzieję, że „Teatr na Widoku” będzie istniał jak najdłużej.

Nie obawiał się pan czy Ci młodzi ludzie udźwigną ten ogromny ciężar jakim jest spektakl „Tora” ? Czy zrozumieją jego tematykę, przesłanie?

- Nie, nie obawiałem się. Jedyne co zaczęło mnie niepokoić to, to, iż przyjdzie taki moment w którym pojawi się zwątpienie, zawahanie. Przez cały czas mam świadomość jak wielkiej materii dotknęliśmy. Natomiast po pewnych doświadczeniach jakim był spektakl „Weltschmerz”, który również jest niełatwym przedsięwzięciem, wiedziałem, że Ci młodzi ludzie są w stanie temu podołać. Oni są na tyle dojrzali emocjonalnie, a także intelektualnie, iż byłem pewien, że w nich pomału ta „Tora” zacznie kiełkować. Ci młodzi ludzie nie grają postaci z „Tory”, oni nią po prostu mówią. Ożywiają tekst, który gdzieś już tam skostniał, a w naszym przedsięwzięciu teatralnym dostał nowe życie.

Gdyby miał pan jednym „słowem” określić spektakl „Tora” jakby ono brzmiało?

- Wędrówka przez to, co w ludzkim życiu jest najtrudniejsze.
Wzniosłość i upadłość człowieka, bo taka jest o nas prawda. Jest to właśnie wędrówka przez życie jako wzniosłość i upadłość ludzka.

Skąd pomysł na następny spektakl, którym będzie „Iliada” Homera?

- Ośmieliłem się na to po „Torze”, myślę, że jak spadać z konia to wysokiego. Rodził się ten pomysł we mnie od pewnego czasu. Uważam, że skoro daliśmy radę zagrać „Torę” to „Iliadę” również się nam uda. Jednak ona będzie zupełnie inna jakościowo, inne źródło, inny sposób myślenia. Budując „Iliadę” będziemy podążać za rozumowaniem ludzi tamtych czasów, którzy właśnie tak pojmowali świat. On, ten świat, jest tak bardzo różny od naszego świata, a jednocześnie jak bardzo podobny. Bo wojna, zbrodnia, nienawiść, zdrada to są archetypy, które w obecnym świecie nadal istnieją i ja już nie mogę się doczekać, kiedy „Iliada” powstanie.

Nie przyszło panu na myśl, aby wcześniej powstały takie spektakle jak np. „Tora” czy „Iliada” ?

- Ja myślę, że z teatrem jest jak z życiem, pewnych momentów nie da się przewidzieć. Nie mogę zaplanować pewnych rzeczy, nie mogę przewidzieć, co zrobię za rok, dwa. W tej chwili myślę tylko o „Iliadzie”. Kiedy „Iliada” powstanie najprawdopodobniej będzie punktem wyjściowym do innego tekstu o którym teraz nie mam pojęcia. Planowanie nie ma sensu tak samo jak jest z życiem. Kiedyś je planowałem teraz przestałem, wierzę w to, że pewne doświadczenia wywołają następne.

A nie bał się pan podjąć współpracy z młodzieżą, która na pewno nie jest łatwym odbiorcą?

- Właśnie nie! Wielka rzecz jest w tym, że to są młodzi ludzie, którzy nie są jeszcze zmanierowani. Użyję tutaj dość fachowego, może nieco niemiłego pojęcia, że Ci młodzi ludzie są świeżym tworzywem. Dlatego, że zaczynamy od zera możemy zajść bardzo daleko. Bo jeśli posiadamy jakiś dorobek, pewne nawyki, tzw. złe to najpierw trzeba je zlikwidować, zejść do stanu świeżości i dopiero potem można zacząć robić coś naprawdę dobrego. W wielkim teatrze światowym bywa tak, że twórcy danego teatru nie przyjmują aktorów zawodowych, ponieważ musieliby ich najpierw pewnych rzeczy oduczyć, a potem ich nauczyć. To porównanie z teatrem zawodowym może nie jest do końca na miejscu, ale o to tutaj chodzi, aby był to człowiek nieskażony, a jednocześnie zaufa, da mi kredyt zaufania, że ja go poprawnie poprowadzę, nie ośmieszę. Stąd ten mój udział w wielu przedstawieniach. Nie dlatego, że chcę robić z siebie aktora. Natomiast uważam, że jest to poczucie bezpieczeństwa. Nie potrafię siedzieć z boku i być panem od polskiego, czy teatru. Ja muszę być z tymi młodymi ludźmi. Tutaj różnica wieku czy doświadczeń nie ma żadnego znaczenia. Właśnie to jest ciekawe, że my jesteśmy inni, czyli reprezentujemy różne generacje. Jednocześnie potrafimy się w teatrze spotkać w tym jednym dla nas celu, czyli przedstawieniu. Na co dzień jesteśmy inni i niech tak oczywiście zostanie, ale podczas spektakli jesteśmy w sobie na tyle podobni, że to podobieństwo powstaje na skutek łączenia odmienności. To właśnie ta odmienność jest bogactwem przedstawienia. To jest odmienność przeżywania, odmienna wrażliwość, piękna materia z której można czynić naprawdę wspaniałe przedstawienia.

A skąd czerpie pan inspiracje ?

- Z literatury. Teatr musi być zakorzeniony w materii słowa. Oczywiście można literaturę pokazywać na różne sposoby. Może to słowo być bardziej lub mniej obfite, ale to w wielkich dziełach literackich jest wszystko. Tam jest cały opis świata, człowieka to niewyczerpane źródło inspiracji. Życia, by nie starczyło, aby odwołać się chociażby do największych dzieł. Potrzebna jest selekcja. Jest to takiego rodzaju dotknięcie, że to będzie to, dokonałem wyboru. Była „Tora”, będzie „Iliada”, były różne źródła, pojawiali się Szekspir, Szymborska, Różewicz, czyli zawsze były to teksty wielkie.

Mówi się, że poezji nie da się nauczyć człowieka, czy tak samo jest w teatrach?

- Tak, do pewno stopnia na pewno. To wszystko jest jakimś dotknięciem bożym, zaczynem, drożdżem i jeśli ktoś nie ma w sobie wrodzonej wrażliwości, wyobraźni wówczas nie da się tego zrobić. Jestem przekonany, że, jeżeli człowiek jest obdarzony wrażliwością i wyobraźnią to technika jest do zrobienia. Zatem, jeżeli nie ma jakiś rażących ułomności, które nie pozwalają mu poruszać się i mówić to jest to do wykonania dla każdego. Kiedyś przywiązywano wielką wagę do absolutnie czystej dykcji, teraz się od tego odchodzi. Słowo ma być słyszalne, ale praca nad dykcją jaką się robiło 30 lat temu odeszła w niepamięć, obecnie nikt tego nie robi. Kiedyś nawet uczono jak powinno się chodzić po scenie teraz się tego nie stosuje, ponieważ było to nienaturalne.

Dlaczego głównymi rekwizytami są walizki i płaszcze ?

- Płaszcze istnieją w Tetrze na Widoku już 18 lat. One w pewien sposób nas identyfikują. Płaszcz jest takim rekwizytem, którym można grać na dziesiątki sposobów. Można z niego formułować najróżniejsze, inne przedmioty. Może on być przedłużeniem ludzkiego ciała, możemy także ubrać się w niego na wszelkie sposoby, tworzyć z nich różne elementy świata widzianego. Natomiast walizki pojawiły się późno, ponieważ dopiero w 2005 roku. Była to scena wyjścia, aluzja do polskiej emigracji przed i po stanie wojennym. Nawiązywała do Polaka tułacza, która zahacza jeszcze o romantyzm. Ilekroć one się pojawiały w przedstawieniach to był to motyw wędrówki, ponieważ człowieka z walizką rozumie się jako wygnanego. Nieszczęśnik, który w tej walizce nosi swój niewielki dobytek , potrzebny do życia. Walizka jest ciężarem, przypomina tęsknotę. W niej poza rzeczami osobistymi jest także bagaż nostalgii. Właśnie ten motyw wygnańca niosącego walizkę kilkakrotnie się pojawiał. Oczywiście często, ale też nie zawsze.

Skąd pomysł na wydanie książki na 15-lecie szkoły?

- Krótko mówiąc były takie możliwości. Zapytałem się pani naczelnej wydziału kultury, powiedziała, że nie ma problemu. Ostatecznie zostało to uczynione. 15-lecie zostało zamknięte w związku z czym teraz będzie 5-lecie, 2007-2012, które również zostanie opublikowane. Nie będzie to forma książkowa, lecz mniejsza. W niej zostaną zamieszczone nazwiska oraz zdjęcia licealistów i absolwentów należących do Teatru na Widoku. Będzie to z pewnością bogata w zdjęcia, obszerna publikacja.

Wywiad przeprowadziły: Iga Kępa i Kornelia Bylińska
Opracowanie wywiadu: Kornelia Bylńska